czwartek, 22 marca 2012

Patologiczny altruizm?

Natknęłam się dzisiaj na sformułowanie "patologiczny altruizm". Czy i w Was wywołuje mieszane uczucia? Pojawiło się we mnie pytanie: Czy altruizm może być patologiczny? Miłość bliźniego, opiekuńczość, umiejętność wykraczania poza własny interes to niekwestionowane atrybuty dojrzałości (Jerzy Mellibruda  "Dojrzałość").Czy jeden z aspektów dojrzałości: postawa miłości (dawania) i gotowość do poświęceń może być patologiczny? Jak myśleć o altruizmie, aby nie dać się zagonić w pułapkę zbyt redukcjonistycznego myślenia, które nie odbierze mu wartości i statusu cnoty, jako działania, które przybliża nas do pełni człowieczeństwa i odkrywa w nas element boski?
Patologia, czyli co? Drugi biegun kontinnum, przeciwny do normy. W jakich warunkach bezinteresowne dawanie może zbliżać nas do niego, a w jakich oddalać? Jakie cechy musiałoby spełniać nasze działanie, aby uznać go za patologiczne? Proponuję potraktować te rozważania również w szerszym kontekście, nie tylko w tametyce altruizmu.
Ano pierwszym takim wzynacznikiem jest cierpienie. "Nienormalność boli". Sprawia ból osobie dającej, przynia się do jej nieszczęśliwości. Cierpienie nie jest jednak ani warunkiem koniecznym, ani wystarczającym, aby stwierdzić nienormalność. Byłabym heretyczką, gdybym tak twierdziła. Z resztą psychologia też nie odważa się na takie sądy. Cierpienie zbliża do Boga. Elementu tego nie można więc rozpatrywać oddzielnie, nabiera znaczenia, jeśli łączy się z kolejnymi. Do tego tamatu wrócę jeszcze pod koniec tych rozważań.
Altruizm może być patologią, jeśli szkodzi. Czy to nie jawna sprzeczność? Szkodzi, czyli jeśli "zakłóca dobronstan jednostki", przeszkadza w realizacji celów takich jak zdolność pracy i nawiązywanie zdrowych kontaktów z innymi, wynika z nieprzystosowania do życia. Jak można to rozumieć? Myślę, że najbliżej tego wątku będzie wyobrażenie człowieka, który poświęcając się dla innych, nie realizuje się na rzecz rodziny np. zupełnie zaniedbuje bliskich, powiedzmy pod względem ekonomicznym, a jego poczyniania wiążą się ze stałym wchodzeniem w konflikt. Nie mam tu na myśli np. zwykłej krytyki innych ludzi, ale wyobrażam sobie sytuację, gdy człowiek taki w kontaktach z innymi jest np. zbyt nachalny, narzuca się ponad miarę- wtedy można by zadać sobie pytanie co sprawia, że odczuwa potrzebę udzielania komus pomocy prawie na siłę, pomimo niechęci drugiej strony, czy faktycznie jest to altruizmem, czy w ten sposób chce jednak realizować jakiś swój, nie do końca jawny, nawet dla niego, cel. Tu też trzeba być odstrożnym, bo niosąc pomoc innym nieraz można spotkać się z początkowym sprzeciwem drugiej strony; wszystko zależy od kontekstu również społecznego i częstotliwości takich reakcji- jeśli np. pojawiają się zbyt często, może warto zastanowić się, czy zwracam sie z pomocą w odpowiedni sposób, czy np. nie wykazuję swojej wyższości).
Kolejnym elementem jest irracjonalność. Jeśli działania, jakie podejmujemy w kierunku innych, kłócą się z tzw. zdrowym myśleniem. Tzn. kryją się za nimi zniekształcone, nieadekwatne do rzeczywistości przekonania. Są absurdalne. Najbardziej skrajne są u osób chorych na psychozy np. schozofrenię, czy manię. Trudno mi jednak wyobrazić sobie osobę  bardzo zaburzoną, w rzucie choroby, która poświęca się dla innych  (nie mówię o stanach remisji, kiedy to nawet schizofrenik może prowadzić tzw. normalne życie, funkcjonować, jak zdrowy człowiek czyli np. angażować się w pomoc innym) . Brak nastawienia ksobnego może być  w tym przypadku nieraz dowodem na zdrowienie.
Pewne zniekształcenia poznawcze (dotyczące myśli) ma każdy i jest to nieuniknione. Newet głębokie przekonanie, nie mające podstaw w rzeczywistości, np. "Jeśli nie pomogę innym, znaczy to, że jestem nikim, nikt mnie nie pokocha", nie jest na tyle dziwacznym, że zasługuje na miano głębokiego zaburzenia poznawczego. Ten element ma, więc mniejsze znaczenie w moich rozważaniach, nie wymaga większych omówień.
Czy altruistą może być człowiek, którego cechuje nieprzewidywalność i brak kontroli? Przychodzi mi tu na myśl obraz człowieka, który jednego dnia dzieli się swoimi oszczędnościami, a następnego wścieka sie, obwinia drugą drugą stronę i każe je sobie zwracać. Albo nie kontroluje swoich emocji, również pozytywnych, wpadając w stany euforyczne. Myślę, że pewna przewidywalność, jest u altruisty cechą, która sprawia, że osoby, którym niesie pomoc, mają w kontaktach z nim poczucie bezpieczeństwa. Nie są narażone na niepotrzeby stres. Z tematem tym wiąże się kolejna cecha patologii, jaką jest dyskomfort oberwatora. Najbardziej banalny przykład. Osoby, które są świadkami poczynań kogoś, beziteresownie pomagającego, nie odrzuwają negatywnych emocji, a wręcz pozytywne zbudowanie, radość, może dumę. Jednym słowem mają ochotę chwalić Boga, za dobro jakie wznosi taka osoba.  Nie są naruszane pewne normy życia w społeczeństwie. 
Jako teoretyczne podparcie dla moich refleksji, powyższe wyznaczki nienormalności zostały przywołane przeze mnie z książki Seligmana, Walkera, Rosenhana "Psychopatologia", wyd. Zysk i S-ka, 2001. 
Chciałabym podkreślić, że z patologizacją altruizmu kojarzy mi się jeden element, który uważam za bardzo ważny. Jest to zdrowie własne. Poczucie, że realizując się dla innych dbam o własną kondycję psychiczną, fizyczną i duchową. Nie zgadzam się na psychiczne i fizyczne wykorzystywanie. Nie jestem zmuszana do czegoś, czego nie chcę. Działanie na rzecz drugiego powinno być aktem miłości, czyli  świadomą decyzją otwarcia się na drugą osobę. Nieraz jest jednak tak, że Bóg zsyła nam sytuacje i zdarzenia, których nie zawsze byśmy chcieli. Podejmujemy jednak decyzję, że idziemy tą drogą i następuje w nas przeformułowanie trudnej sytuacji zagrożenia i krzywdy, na sytuację wyzwania. Zawsze jednak musimy jednak pamięcieć, że mamy "kochać drugiego, jak siebie samego". A nie "kochać drugiego, jak nie kochamy siebie". Dbanie o własne zdrowie to też przejaw miłości do Boga, wszak dbamy o jego światynię. 
Czy altruizm może być patologiczny? Jeśli odseperuje się go od innych przymiotów ducha, dojrzałości, może. Ale czy wtedy jest jeszcze prawdziwym altruizmem, postawą dojrzałości?
Na koniec, przypomina mi się (z czasów, gdy studiowałam) jeszcze jedna perspektywa, z której możemy oceniać patologizację czyjegoś zachowania. Jest to norma statystyczna. Chyba najchęściej przywoływana w naszych umysłach, wręcz automatycznie: Jeśli coś ochyla się od ogółu, jest chore. Norma ta już dawno została przyjęta za niewystarczającą. Czasem jest przydatna, ale potrafi zwodzić. Jezus też zachowywał się niekonwencjonalnie. Nie przystawał do ogółu społeczeństwa. Sobie i wszystkim życzę jednak jak najczęstszego łamania tej normy, jeśli chodzi o zachowania altruistyczne, ponieważ czasem ciężko oprzeć się wrażeniu, że egoizm jest jakby wpisany w naturę człowieka.  Z czym kłócić się nie tylko można, a trzeba!



1 komentarz:

  1. Myślę, że pojęcie "altruizm patologiczny" to trochę jak "złe dobro". Jeżeli altruizm staje się patologiczny, z jakichkolwiek względów, to już nie można chyba mówić o altruizmie, ale właśnie o patologii.

    Z tego wpisu wyniosłem więcej wiedzy psychologicznej niż przez całą moją dotychczasową edukację. :)

    OdpowiedzUsuń